Od Autora
(Powiało grozą.
Zrozumiesz jak przeczytasz.)
W tej historii nie znajdziesz akcji,
strzelanin, czarnego humoru ani niczego nadprzyrodzonego. Jest to
prosta historia o dwójce przyjaciół spędzających Sylwestra na
zamojskim molo. Jeżeli jeszcze ciebie nie zniechęciłem moim opisem
i nadal masz ochotę przeczytać to opowiadanie, to proszę cię,
abyś się nie krępował i pozostawił tu swój znak. Może być to
komentarz („nudne”, „nie kupuję tego”, „to najlepszy zbiór
liter jaki w życiu widziałem”).
Paweł zeskoczył z metalowej barierki,
na której do tej pory siedział, i usadowił się wygodnie na
drewnianym podeście zamojskiego molo. Oparł się o poręcz i
wyciągnął z kieszeni kurtki paczkę bletek i opakowanie po
tik-takach. Siedzący obok niego Jakub uśmiechnął się szczerze na
ten widok. Natychmiast przyciągnął do siebie plecak leżący
nieopodal i wyjął z niego opakowanie z tytoniem. Podał je Pawłowi,
który ostrożnie wysypywał na dłoń zawartość paczki po
cukierkach.
– Tak trochę głupio, nie? –
zapytał Paweł, nie podnosząc wzroku i śliniąc brzeg bletki.
Jakub przez chwilę zastanawiał się
nad zadanym pytaniem, w końcu doszło do niego, że nie ma pojęcia,
o czym jego przyjaciel mówi, więc rozejrzał się uważnie, żeby
sprawdzić, czy czegoś nie przeoczył. Wszędzie panował półmrok.
Co prawda, woda pod nimi odbijała poświatę księżyca, ale i tak
było to stanowczo za mało, żeby widzieć całą okolicę zalewu.
Nie działo się absolutnie nic. Od
czasu do czasu powiew wiatru smagnął po plecach grudniowym zimnem,
poza tym panował spokój.
– Ale że co, głupio? No… tak
precyzyjniej? – zapytał Jakub.
Paweł, zadowolony z siebie, przyglądał
się przez chwilę własnoręcznie wykonanemu skrętowi. Jego oczy
mówiły „dobra robota”. W końcu wsunął go do ust, przypalił,
zaciągnął się, zakasłał i podał koledze.
– No, to że jesteś tu ze mną,
zamiast bawić się. No wiesz, Sylwester i te sprawy. Mieliśmy być
u Kamila, nie? – powiedział w momencie, kiedy Jakub zatrzymywał
dym w płucach.
– Nie wkurzaj. Rzuciła cię foczka,
to akurat było do przewidzenia. Faktycznie, nie musiała dzisiaj,
też bym wolał, jakby zrobiła to jutro. No, ale stało się i wolę
mrozić dupsko na molo z tobą, niż siedzieć na domówce i patrzeć
jak zamulasz i się żalisz wszystkim, którzy chcą tego słuchać i
tym, którzy nie chcą. Czaisz?
Paweł uśmiechnął się i sięgnął
po podawanego mu skręta.
– Dzięki. – odpowiedział,
opierając się wygodniej o barierkę.
– Od tego ma się chyba przyjaciół,
nie?
– Ta, chyba tak. A twoja gdzie?
Kuba westchnął westchnieniem rodzica,
który już setny raz tłumaczy dziecku, że nie wkłada się rąk do
wrzątku.
– W Berlinie, z rodzicami. Mówiłem
ci.
Paweł skinął głową.
– Faktycznie.
– Mam wrażenie, że mnie wcale nie
słuchasz – powiedział Jakub, zaciągając się resztką tego, co
otrzymał od przyjaciela.
– A co mówiłeś? – zapytał Paweł
ze zdziwieniem wypisanym na twarzy i wyczuwalnym niepokojem w głosie.
– Zapomniałem… chyba pytałem skąd
ten temat. Niezły jest.
– Od ziomka z Krasnegostawu.
Normalnie nie handluje, przywozi dla siebie. Jak miałem operację
kolana we Włodawie, to leżał ze mną na sali. Kurna, to, że go
poznałem, uratowało mi wtedy życie.
Jakub skinął głową z pełnym
zaangażowaniem i powagą.
– Się wie! Ja to chyba bym umarł w
szpitalu bez tematu. Masakra. No tak, Krasnystaw, biskupie miasto,
nie?
– Jak to biskupie?
– No biskup, czy biskupi tam mieli
rezydencje, nie… w średniowieczu, czy tym, no… romantyzmie.
– I myślisz, że tam siedzieli i
jarali? – zdziwił się Paweł.
Jakub przytaknął z pewnością
siebie.
– No jak mieli tam temat na miejscu,
to jak mieli nie jarać. Po za tym, co taki biskup miałby tam robić?
Do Tesco chodzić? Widziałeś kiedyś biskupa w Tesco?
– Nie.
– No i ja też nie.
Jakub uśmiechnął się od ucha do
ucha. Paweł przez dłuższą chwilę nic nie mówił. Wyglądał na
poważnie zamyślonego. W końcu jego czoło się zmarszczyło, a
twarz się ściągnęła, jakby doszedł do jakichś bardzo ważnych
wniosków. Kuba szturchnął go łokciem i ponaglił
– No!
– Nie… zamyśliłem się. Obczaj, w
takim średniowieczu uprawiali konopie na potęgę, nie? – Jakub
skinął głową. – No i chyba robili z niej jakieś sznury czy
liny, nie? – Kuba ponownie przytaknął. – No i musieli pewnie
przyjarać, bo co? Wyrzucali by to, co zostało? Chyba nie. A z
takiej topy to sznurka nie ukręcisz.
– No ta, ale po co im w Zamościu
liny? Tu nie ma statków, a liny to do statków chyba, nie?- zapytał
Jakub, sięgając po bletki i opakowanie po cukierkach.
– No, ale taki Jan Zamojski przecież
nie miał tylko Zamościa, tylko całą ordynację, no i inne tereny…
no na przykład Malbork.
- Malbork mieli Krzyżacy! –
sprzeciwił się Kuba, kończąc skręcanie dwóch cienkich
papierosków z wkładką.
– Nie no, Krzyżacy mieli go
wcześniej, albo później jakoś. No i jak ten Zamojski miał
Malbork, to stamtąd blisko do morza.
Paweł aż westchnął, kiedy skończył
mówić. Był wyraźnie dumny z siebie.
– Nie, nie mógł mieć po nich. Bo
patrz – Jakub położył skręty na plecaku, wstał i zaczął
tłumaczyć mocno gestykulując dłońmi. – Krzyżacy to
średniowiecze. Oblężenie Malborka prze Jagiełłę wypada chyba na
tysiąc czterysta dziesiąty. A Zamojski to renesans, czyli z
dwieście lat różnicy. To znaczy, że później musiał mieć
Malbork, jak Krzyżaków już tam nie było.
– Po żonie chyba dostał. –
dopowiedział Paweł.
- Nie! – Jakub rozłożył ręce na znak protestu. – To żona dostała od niego i potem zaraziła tego… no – przymknął oczy żeby dokładniej poszukać w pamięci. – Od Wiednia… Sobieskiego – zakończył. Paweł protestując pokręcił głową.
– Nie mówisz o tym Zamojskim.
– Jak nie? O Janie!
Paweł zmrużył oczy i westchnął.
– Nie o tym Janie. Pierwszy był Jan,
ten zwykły. Potem Tomasz, i dostał miasto, ten, no… Tomaszów,
który wcześniej był Jelitowem. A potem dopiero ten Jan od
Marysieńki… Sobiepan. I był on wnukiem pierwszego Jana.
– Może i tak.
Jakub usiadł zrezygnowany. Wyjął z
kieszeni telefon. Popatrzył na ekran i uśmiechnął się. Wziął z
plecaka oba skręty, jednego podał Pawłowi, drugiego odpalił,
zaciągnął się mocno i, nie wypuszczając powietrza z płuc,
powiedział do przyjaciela.
– Przygotuj się!
– Na co? – Zapytał zdziwiony
Paweł, ale nie musiał czkać na odpowiedź. Niebo nad Zamościem
rozdarło się kolorowymi kaskadami fajerwerków. Nim różowe
pióropusze światła zniknęły w dymie i huku, kolejne petardy
eksplodowały, tworząc swoisty teatr świateł i grzmotów. Paweł
odpalił podanego mu papieroska i stuknęli
się żarzącymi końcówkami.
– Najlepszego w Nowym Roku! –
powiedział Jakub, uśmiechając się szczerze.
– Najlepszego! W osiemnastym! –
Odpowiedział Paweł i zaciągnął się dymem. Niebo nad starym
miastem oszalało. Z każdej strony nadlatywały kolejne race
przemieniające się w różnobarwne kwiaty.
– Wiesz, że już mija sto lat od
zakończenia pierwszej wojny? – Zapytał Kuba kiedy spektakl
światła się zakończył.
– Nie, no chyba dopiero jedenastego
listopada.
– No tak, ale rok się zgadza.
– W takim razie faktycznie – Paweł
zamilkł na chwilę i wyraźnie posmutniał. W końcu zapytał: –
Masz czasem wrażenie, że wszystko, co cię otacza, nie jest
prawdziwe?
– Nie jest prawdziwe?
Jakub delikatnie trącił łokciem o
łokieć przyjaciela, żeby ten mówił dalej.
– No bo wiesz, jest taka teoria, że…
nasz świat jest symulacją. Że ktoś bada rozwój danej
cywilizacji, a my jesteśmy tylko zerami i jedynkami w jego
obliczeniach. Ponoć można to zaobserwować badając ruchy fotonów.
Jak się na coś patrzy, to fotony poruszają się. Na przykład,
żebym mógł zobaczyć koniec molo, taki foton musi przebiec drogę
od molo do oka… Ale podobno jak na coś nie patrzę to te
cząsteczki się nie poruszają. Wiesz, żeby nie przeciążać
systemu.
Paweł zakończył, podciągając
kolana do siebie, opierając na nich brodę. Kuba westchnął ciężko.
Już coś miał powiedzieć, ale zobaczył smugę światła, która
pojawiła się przy wjeździe na zalew. Po krótkiej chwili na drogę
wjechał radiowóz, podskakując na wybojach. Jakub klepnął kolegę
w ramię.
– Psiarnia! Wyrzucaj temat.
W przeciągu kilku sekund pudełko po
cukierkach, osmolona szklana lufka i paprochy z dna kieszeni zniknęły
w wodzie. Samochód zatrzymał się naprzeciwko schodków
prowadzących na molo, wyszło z niego dwóch funkcjonariuszy i,
oświetlając chłopców latarkami, podeszli do nich. Strumień
światła latarki padał teraz prosto na twarz Jakuba.
– No i mamy na gorącym uczynku.
Wiesz jak wyglądają oczy po paleniu marihuany? – zapytał
policjant, przeciągając z zadowoleniem każdy wyraz.
– Nie! Ale wiem jak wyglądają,
kiedy ktoś w nocy świeci na nie latarką! - odpowiedział Kuba,
wstając. W jego głosie nie było słychać ani odrobiny trwogi.
Światło latarki zeszło z jego twarzy i skierowało się na jego
buty. Paweł również wstał.
– A jak bym ja panu tak latarką w
oczy świecił, to pan byłby zadowolony? – wydukał mniej pewnie
niż przyjaciel.
– Dobra, dobra chłopaki. Wyciągać
wszystko z kieszeni. Czuć od was tak zielskiem, że w nosie kręci –
powiedział jeden z policjantów rozbawionym głosem.
– Nie przypominam sobie paragrafu za
zapach. I za bycie pod wpływem też nie – skwitował Paweł,
wykładając wszystko, co miał w kieszeniach na deski podestu. Zaraz
obok znalazły się przedmioty posiadane przez Jakuba oraz zawartość
plecaka. Przeszukanie rzeczy osobistych trwało dosyć długo. Kiedy
w końcu policjanci musieli przyznać przed sobą, że faktycznie nic
tam nie ma, nakazali chłopakom rozstawić szeroko nogi w celu
sprawdzenia, czy nic nie ukryli.
– O nie, nie. Nie zgadzam się, żeby
dotykał mnie policjant, który wstydzi się swojego kraju –
zaprotestował Jakub.
Wyraz twarzy Pawła wskazywał
wyraźnie, że nie wie o czym mówi kolega i nie jest z tego
zadowolony.
– Co to ma znaczyć?! – zapytał
policjant, kierując światło ponownie na oczy Jakuba. Ten skrzywił
się oślepiony i zaczął wyjaśniać.
– No bo widzi pan, nie ma pan czapki.
Na czapce jest godło. Więc rozumiem, że albo Zamościa nie stać
na pełne umundurowanie policji, albo policja wstydzi się godła, a
co za tym idzie kraju, którego to godło jest symbolem.
– Jak jesteś taki cwany, to pewnie
wiesz, że policja nie wszędzie musi chodzić w czapkach! –
powiedział funkcjonariusz, oklepując Pawła po torsie i kieszeniach
Jakub rozejrzał się teatralnie, w
końcu mruknął, jakby coś właśnie zrozumiał.
– Aaa... czyli według pana jesteśmy
w kościele, a nie miejscu publicznym, bo ustawa z roku dwa tysiące
dziesiątego, na temat umundurowania…
– Nie filozofuj mi tu gówniarzu! –
warknął policjant, nie dając Jakubowi skończyć zdania. Drugi
obrócił się tyłem do chłopców i cicho się zaśmiał.
– No, ale ja właśnie studiuję
filozofię.
Drugi z policjantów podszedł parę
kroków dalej, ale i tak z tej odległości było bardzo wyraźnie
słychać jego śmiech. Pierwszy niemal się zapienił ze złości.
– Dobra łebki, gdzie ukryliście
trawę! – niemal wykrzyknął wzburzony.
Kuba zrobił niewinną minę.
– Panie władzo, ja wiem, że pan
starał się znaleźć. Nawet to doceniam, ale jak pan nic nie
znalazł, to nie może pan wiedzieć, że coś ukryłem.
Policjant sarknął wściekle i złapał
Jakuba za połę kurtki. Już miał go przyciągnąć do siebie, ale
powstrzymał go ten drugi.
– Zostaw ich, wyrzucili, jak
zobaczyli samochód. Nic nie znajdziesz.
Uchwyt się rozluźnił, choć wyraz
twarzy nie wskazywał na to, że jest z tego zadowolony. Drugi
policjant uśmiechnął się i życzył im dobrego Nowego Roku.
– Wzajemnie! – odpowiedzieli
chórem.
Jak tylko policja odjechała, Paweł
poczuł, jak spada mu kamień z serca. Jakub natomiast z trudem
powstrzymywał śmiech.
– Co się tak szczerzysz? – zapytał
Paweł, posyłając koledze sójkę w bok.
Kuba zdjął gumkę związującą jego
dredy, pogrzebał przez chwilę we fryzurze i w końcu wyjął z niej
niewielkie zawiniątko.
– O ja pier… ile tego miałeś?! –
wykrzyknął Paweł.
– Ciii głupolu! – Kuba przyłożył
palec do ust, po czym konspiracyjnie się rozejrzał. – Trójkę –
odpowiedział, nie przestając się uśmiechać.
– Ale może chodźmy do mnie, tu będą
się kręcić przez całą noc.
Paweł westchnął i pokręcił głową
z niedowierzaniem na bezczelność kolegi. Zebrali z podestu swoje
rzeczy i powolutku ruszyli.
– Symulacja. Pamiętasz? Mówiłeś,
że żyjemy w symulacji – powiedział Kuba, kiedy opuszczali teren
zalewu.
– Faktycznie… ale nie chodzi mi o
to, że żyjemy w symulacji. W to nie wierzę – powiedział Paweł,
przystając, żeby skręcić kolejnego jointa.
– A w co?
Paweł westchnął ciężko.
– Pomyśl tak… czysto
hipotetycznie.
– No ale o czym? – dopytał Jakub,
nie kryjąc rozbawienia.
– No, że na przykład nas nie ma,
tylko jesteśmy wytworem czyjejś fantazji. Nasze życie, ta policja,
twoja, moja rodzina, no nic naprawdę nie istnieje. To tylko
historia, którą teraz ktoś czyta, a wcześniej ktoś pisał.
Kuba zaśmiał się głośno.
– Lepiej, żeby ten pisarz był
dobry, bo nie chcę skończyć na nie aktualizowanym blogu z dwoma
polubieniami, siedmioma wyświetleniami i komentarzem o braku
interpunkcji – dopowiedział, nadal się śmiejąc. Paweł wskazał
palcem ławkę i skinął głową, żeby na niej usiąść.
– Nie rób sobie jaj. Pomyśl. Jeżeli
wszystko, co zrobię, nie ma znaczenia, a nawet gorzej, nie mogę
zrobić niczego, czego wcześniej nie nakazał mi jakiś autor. Moja
przyszłość to kolejne strony, których nie mogę przeskoczyć, a
przeszłość to nic innego jak wmówienie mi tego przez poprzednie
strony, a tak naprawdę wszystko, co nas otacza nigdy się nie
wydarzyło.
– Stary, to była by najnudniejsza i
najgłupsza książka jaką czytałem – Jakub pocieszył
przyjaciela i wziął od niego podawanego mu skręta.
– Laska z tobą zerwała, ujarałeś
się jak boczek w wędzarce i szukasz dziury w całym. A najgorsze
jest to, że dopóki mnie temat nie puści, to jestem skłonny
uwierzyć w tego twojego... – Jakub zrobił cudzysłowy palcami. –
Autora.
Paweł bardzo powoli zaczął
wypuszczać powietrze z płuc. Kiedy skończył, powiedział:
– To jak jesteś tak mądry, to może
jesteś w stanie mi udowodnić, że go nie ma.
Jakub zamyślił się. W końcu jego
oblicze rozpromienił uśmiech.
– Symulacja – powiedział,
przeciągając każdą sylabę. – Ma jakieś błędy. Systemy by
padły, kontrolując wszystkie myśli i słowa symulowanej jednostki,
prawda? – Paweł skinął głową na potwierdzenie jego słów. –
To zróbmy mały test. Policzę do trzech i na trzy każdy powie
jedno słowo, jeżeli to będą dwa inne słowa to nie jesteśmy w
żadnej symulacji.
– Dobra, wchodzę w to. Licz!
Jakub z namaszczeniem nabrał powietrza
i zaczął liczyć.
– Raz, dwa… Trzy!
– Dupa! – Zakrzyknęli chórem.
Natychmiast ich twarze ściągnęły
się w niemym przerażeniu.
– Nie, to było do przewidzenia.
Jeszcze raz. Tylko myśl o czymś innym – odezwał się Jakub,
nieco przestraszony rezultatem testu.
–Liczę. Raz… dwa…trzy!
– Krzesło! – Krzyknął Paweł.
– Syntetyczny! – W tym samym czasie
powiedział Kuba i wyraźnie mu ulżyło.
– No i widzisz.? Drugi raz wyszło
inaczej.
– Dobra, a teraz zróbmy drugi test.
Ja pomyślę o jakimś słowie, a ty swoje napiszesz w telefonie.
Później pokażesz mi co napisałeś, a ja ci powiem, czy to było
to.
Paweł przystał na tą propozycję.
Wyjął z kieszeni telefon i w nowej wiadomości napisał jedno
słowo. Jakub w myślach skupił się na wyrazie MOTOR.
– Dobra, pokazuj co napisałeś.
Paweł obrócił ekran w jego stronę.
Przed oczami Jakuba pojawiło się słowo Motocykl. Zimne ciarki
przeszły mu po plecach.
– No i o czym pomyślałeś? –
Zapytał Paweł.
– O… dziecko, pomyślałem o
dziecku – powiedział Jakub i wyraźnie zmarkotniał. – Dobra.
Mam dosyć tych testów – burknął pod nosem.
Paweł jednak nie do końca wyglądał
na przekonanego.
– No, ale te testy dowodzą, że nie
jesteśmy zerami i jedynkami. Natomiast jeżeli jesteśmy tekstem, to
narrator swobodnie mógł powiedzieć „ Jakub pomyślał słowo
Dziecko”. Jak udowodnić, że nie jesteśmy książką? Moje skryte
myśli są skryte tylko dla tych z mojego świata. Ci, którzy
czytają tekst o mnie, znają je na wylot, bo narracja mówi o nich
pochylonym drukiem, rozumiesz?
Jakub wyraźnie zdenerwowany wstał z
ławki i ruszył powolnym krokiem w stronę ulicy Lipskiej. Paweł
wstał i podbiegł do niego.
– No i co mi na to powiesz? –
zapytał, równając się z przyjacielem.
– Tyle, że to niemożliwe. Zrozum,
taka książka musiała by mieć z miliony stron. Od twojego
narodzenia po… nie wiem, grób czy koniec. No i wcześniej
wszystkie części o twoich przodkach i tak w tył do początku
świata? Bez sensu. Poza tym kto by czytał coś takiego? Pomyśl.
Pasjonująca historia o tym, jak na maturze zadzwonił ci telefon i
omal się nie zesrałeś ze strachu, że ci jej nie uznają. Albo
każdy dzień w szkole… Stary, naprawdę? Opis
czterdziesto-minutowej lekcji chemii, a potem kolejnych sześciu
zajęć.
Paweł przez parę minut nie odzywał
się, próbując wymyślić jakieś kontrargumenty. W końcu
przystanął i złapał go za ramię tak, żeby Jakub mógł go
dokładnie wysłuchać.
– A czytałeś książki? W której
się pojawia cała… no nie wiem historia planety czy coś takiego.
Nie ma tego. Jest tu i teraz. Otwierasz książkę, poznajesz
bohatera i, jeżeli Autor ma taki zamysł, czytasz o tym, co bohater
przeżył wcześniej – Paweł uciszył Jakuba, który chciał mu
przerwać. pokazując mu wskazujący palec, i mówił dalej. –
Kończysz książkę i bohater ginie na zawsze. Czy przepada w
niebycie, bo jego historia się zakończyła? Zastyga w miejscu tam,
gdzie go zostawiłeś na ostatniej stronie i bez woli piszącego już
nigdy się nie poruszy? Wiesz, co się dzieje z takim bohaterem,
kiedy przerywasz czytanie danej historii? – Kuba wzruszył
ramionami. – No właśnie nic! Tkwi dalej na stronach, gdzie go
zostawiłeś. Wracasz do bohatera po kilku dniach, a on jest tam
nadal. Dla niego czas staje w miejscu. Wracając do tego, co
powiedziałeś, to pomyśl, co jeśli żadnej
lekcji z chemii nigdy nie było? Co jeżeli pojawiła się w naszym
życiu tylko dlatego, że o niej wspomniałeś? Jeżeli cała nasza
wiedza, fizyka, prawa natury są tylko i wyłącznie wyobraźnią
Autora, a w jego świecie nie występują w tej formie, bo dla niego
jest to… no ta… fantastyka lub sience-fiction?
Jakub prychnął
pod nosem.
– Tak i elfy zaczytują się o
fascynującej pracy w Call Center, między strzelaniem z łuku do
orków a myciem zębów na dobranoc.
– Ironizujesz – sarknął Paweł.
– Bo mnie to przestraszyło, bo
jestem zjarany jak bombowiec, a co gorsze skłonny to łyknąć.
Zwaliłeś mi jaranie, wiesz?! – warknął przez zaciśnięte zęby
i przez całą drogę do jego domu szli w ciszy, mijając podpitych
przechodniów i bawiące się osiedla. Jakub przez chwilę szukał w
kieszeni kluczy do domu. Paweł uznał, że jego przyjaciel już
nieco ochłonął i zapytał.
– Wiesz co oznaczają słowa
Abra-kadabra?
– Nie – odpowiedział Jakub
otwierając drzwi do mieszkania i zapraszając ruchem ręki
przyjaciela do środka.
– Prawdopodobnie to po aramejsku
znaczy: „tworzę kiedy mówię”. Pomyśl, jeżeli mówiąc o Call
Center właśnie je stworzyłeś i umiejscowiłeś w naszej
świadomości, a do tej pory w naszym skrypcie nie istniało?
Kuba nabrał powietrza i bardzo powoli
je wypuścił.
– Dobra, skręć Lolka i poszukaj
piwa w lodówce. Starzy chyba zostawili mi też szampana. A ja idę
usiąść na kiblu, a potem znaleźć jakąś pałę, żeby cię nią
zatłuc, jak będziesz mi dalej rył banię.
Jakub wyartykułował to bardzo
wyraźnie i wszedł do łazienki znajdującej się na końcu
korytarza. Bardzo głośno zatrzasnął za sobą drzwi, ale musiał
się rozmyślić, bo nie minęło nawet pół minuty kiedy je
otworzył i wyszedł na korytarz.
– Paweł! – zawołał i odczekał
chwilę, nim jego przyjaciel wyjdzie z kuchni.
– Wiesz, co teraz zrobię? – sarkną
ze złością.
– Pewnie dwójeczkę – powiedział
Paweł nieco zdziwiony złością kolegi.
– Tak, dwójeczkę! A potem stamtąd
wyjdę. A wiesz dlaczego?
Tym razem Paweł wzruszył ramionami.
– Bo mam plany, bo zaczął się Nowy
Rok i wiem o tym! I jak już stamtąd wyjdę, to życie będzie
toczyć się dalej. Nie zniknę w niebycie po tym, jak usiądę na
kiblu, bo jakiś tam autor zamknął moją historię, tylko będę
żył, rozumiesz?! – zakończył gniewnie.
Paweł skinął mu głową.
– To była tylko taka hipoteza,
wiesz?
– Wiem! – warknął Jakub i zniknął
za zatrzaśniętymi drzwiami toalety.
***
Marcin zakończył pisać przygodę
dwójki przyjaciół spędzających Sylwestra na zamojskim molo.
Odetchnął z ulgą, ponieważ postanowił już nigdy do nich nie
wracać.
Od Autora.
Chciałbym zaznaczyć, że wszystkie
sytuacje znajdujące się w opowiadaniu są fikcyjne. Nie są moim
empirycznym doświadczeniem i jeszcze do dziś myślałem, że
marihuana to imię hiszpańskiej księżniczki Marii Huany. Myliłem
się. W dialogi natomiast wplotłem kilka historycznych ciekawostek.
Zachęcam do ich sprawdzenia, a co za tym idzie - sprawdzenia mojej
prawdomówności.
Cóż za ironia losu. Czytając to jest mi faktycznie szkoda ich. Pytanie tylko czy my jako ludzie nie jesteśmy w jakiejś pokrewnej sytuacji.
OdpowiedzUsuńŚwietne
OdpowiedzUsuńAby nasi bohaterowie nie utknęli na stronie z tylko dwoma komentarzami, uplasuję się na pozycji trzeciej. Słyszałam o hipotezie symulacji. Słyszałam również, że wycofano się z próby sprawdzenia jej prawdziwości z obawy, że istota przeprowadzająca tę symulację mogłaby chcieć wcisnąć Escape.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam