niedziela, 14 stycznia 2018

Spaleni





Od Autora
(Powiało grozą. Zrozumiesz jak przeczytasz.)

W tej historii nie znajdziesz akcji, strzelanin, czarnego humoru ani niczego nadprzyrodzonego. Jest to prosta historia o dwójce przyjaciół spędzających Sylwestra na zamojskim molo. Jeżeli jeszcze ciebie nie zniechęciłem moim opisem i nadal masz ochotę przeczytać to opowiadanie, to proszę cię, abyś się nie krępował i pozostawił tu swój znak. Może być to komentarz („nudne”, „nie kupuję tego”, „to najlepszy zbiór liter jaki w życiu widziałem”).


Paweł zeskoczył z metalowej barierki, na której do tej pory siedział, i usadowił się wygodnie na drewnianym podeście zamojskiego molo. Oparł się o poręcz i wyciągnął z kieszeni kurtki paczkę bletek i opakowanie po tik-takach. Siedzący obok niego Jakub uśmiechnął się szczerze na ten widok. Natychmiast przyciągnął do siebie plecak leżący nieopodal i wyjął z niego opakowanie z tytoniem. Podał je Pawłowi, który ostrożnie wysypywał na dłoń zawartość paczki po cukierkach.

– Tak trochę głupio, nie? – zapytał Paweł, nie podnosząc wzroku i śliniąc brzeg bletki.
Jakub przez chwilę zastanawiał się nad zadanym pytaniem, w końcu doszło do niego, że nie ma pojęcia, o czym jego przyjaciel mówi, więc rozejrzał się uważnie, żeby sprawdzić, czy czegoś nie przeoczył. Wszędzie panował półmrok. Co prawda, woda pod nimi odbijała poświatę księżyca, ale i tak było to stanowczo za mało, żeby widzieć całą okolicę zalewu.
Nie działo się absolutnie nic. Od czasu do czasu powiew wiatru smagnął po plecach grudniowym zimnem, poza tym panował spokój.
– Ale że co, głupio? No… tak precyzyjniej? – zapytał Jakub.
Paweł, zadowolony z siebie, przyglądał się przez chwilę własnoręcznie wykonanemu skrętowi. Jego oczy mówiły „dobra robota”. W końcu wsunął go do ust, przypalił, zaciągnął się, zakasłał i podał koledze.
– No, to że jesteś tu ze mną, zamiast bawić się. No wiesz, Sylwester i te sprawy. Mieliśmy być u Kamila, nie? – powiedział w momencie, kiedy Jakub zatrzymywał dym w płucach.
– Nie wkurzaj. Rzuciła cię foczka, to akurat było do przewidzenia. Faktycznie, nie musiała dzisiaj, też bym wolał, jakby zrobiła to jutro. No, ale stało się i wolę mrozić dupsko na molo z tobą, niż siedzieć na domówce i patrzeć jak zamulasz i się żalisz wszystkim, którzy chcą tego słuchać i tym, którzy nie chcą. Czaisz?
Paweł uśmiechnął się i sięgnął po podawanego mu skręta.
– Dzięki. – odpowiedział, opierając się wygodniej o barierkę.
– Od tego ma się chyba przyjaciół, nie?
– Ta, chyba tak. A twoja gdzie?
Kuba westchnął westchnieniem rodzica, który już setny raz tłumaczy dziecku, że nie wkłada się rąk do wrzątku.
– W Berlinie, z rodzicami. Mówiłem ci.
Paweł skinął głową.
– Faktycznie.
– Mam wrażenie, że mnie wcale nie słuchasz – powiedział Jakub, zaciągając się resztką tego, co otrzymał od przyjaciela.
– A co mówiłeś? – zapytał Paweł ze zdziwieniem wypisanym na twarzy i wyczuwalnym niepokojem w głosie.
– Zapomniałem… chyba pytałem skąd ten temat. Niezły jest.
– Od ziomka z Krasnegostawu. Normalnie nie handluje, przywozi dla siebie. Jak miałem operację kolana we Włodawie, to leżał ze mną na sali. Kurna, to, że go poznałem, uratowało mi wtedy życie.
Jakub skinął głową z pełnym zaangażowaniem i powagą.
– Się wie! Ja to chyba bym umarł w szpitalu bez tematu. Masakra. No tak, Krasnystaw, biskupie miasto, nie?
– Jak to biskupie?
– No biskup, czy biskupi tam mieli rezydencje, nie… w średniowieczu, czy tym, no… romantyzmie.
– I myślisz, że tam siedzieli i jarali? – zdziwił się Paweł.
Jakub przytaknął z pewnością siebie.
– No jak mieli tam temat na miejscu, to jak mieli nie jarać. Po za tym, co taki biskup miałby tam robić? Do Tesco chodzić? Widziałeś kiedyś biskupa w Tesco?
– Nie.
– No i ja też nie.
Jakub uśmiechnął się od ucha do ucha. Paweł przez dłuższą chwilę nic nie mówił. Wyglądał na poważnie zamyślonego. W końcu jego czoło się zmarszczyło, a twarz się ściągnęła, jakby doszedł do jakichś bardzo ważnych wniosków. Kuba szturchnął go łokciem i ponaglił
– No!
– Nie… zamyśliłem się. Obczaj, w takim średniowieczu uprawiali konopie na potęgę, nie? – Jakub skinął głową. – No i chyba robili z niej jakieś sznury czy liny, nie? – Kuba ponownie przytaknął. – No i musieli pewnie przyjarać, bo co? Wyrzucali by to, co zostało? Chyba nie. A z takiej topy to sznurka nie ukręcisz.
– No ta, ale po co im w Zamościu liny? Tu nie ma statków, a liny to do statków chyba, nie?- zapytał Jakub, sięgając po bletki i opakowanie po cukierkach.
– No, ale taki Jan Zamojski przecież nie miał tylko Zamościa, tylko całą ordynację, no i inne tereny… no na przykład Malbork.
- Malbork mieli Krzyżacy! – sprzeciwił się Kuba, kończąc skręcanie dwóch cienkich papierosków z wkładką.
– Nie no, Krzyżacy mieli go wcześniej, albo później jakoś. No i jak ten Zamojski miał Malbork, to stamtąd blisko do morza.
Paweł aż westchnął, kiedy skończył mówić. Był wyraźnie dumny z siebie.
– Nie, nie mógł mieć po nich. Bo patrz – Jakub położył skręty na plecaku, wstał i zaczął tłumaczyć mocno gestykulując dłońmi. – Krzyżacy to średniowiecze. Oblężenie Malborka prze Jagiełłę wypada chyba na tysiąc czterysta dziesiąty. A Zamojski to renesans, czyli z dwieście lat różnicy. To znaczy, że później musiał mieć Malbork, jak Krzyżaków już tam nie było.
– Po żonie chyba dostał. – dopowiedział Paweł.
  • Nie! – Jakub rozłożył ręce na znak protestu. – To żona dostała od niego i potem zaraziła tego… no – przymknął oczy żeby dokładniej poszukać w pamięci. – Od Wiednia… Sobieskiego – zakończył. Paweł protestując pokręcił głową.
– Nie mówisz o tym Zamojskim.
– Jak nie? O Janie!
Paweł zmrużył oczy i westchnął.
– Nie o tym Janie. Pierwszy był Jan, ten zwykły. Potem Tomasz, i dostał miasto, ten, no… Tomaszów, który wcześniej był Jelitowem. A potem dopiero ten Jan od Marysieńki… Sobiepan. I był on wnukiem pierwszego Jana.
– Może i tak.
Jakub usiadł zrezygnowany. Wyjął z kieszeni telefon. Popatrzył na ekran i uśmiechnął się. Wziął z plecaka oba skręty, jednego podał Pawłowi, drugiego odpalił, zaciągnął się mocno i, nie wypuszczając powietrza z płuc, powiedział do przyjaciela.
– Przygotuj się!
– Na co? – Zapytał zdziwiony Paweł, ale nie musiał czkać na odpowiedź. Niebo nad Zamościem rozdarło się kolorowymi kaskadami fajerwerków. Nim różowe pióropusze światła zniknęły w dymie i huku, kolejne petardy eksplodowały, tworząc swoisty teatr świateł i grzmotów. Paweł odpalił podanego mu papieroska i stuknęli się żarzącymi końcówkami.
– Najlepszego w Nowym Roku! – powiedział Jakub, uśmiechając się szczerze.
– Najlepszego! W osiemnastym! – Odpowiedział Paweł i zaciągnął się dymem. Niebo nad starym miastem oszalało. Z każdej strony nadlatywały kolejne race przemieniające się w różnobarwne kwiaty.
– Wiesz, że już mija sto lat od zakończenia pierwszej wojny? – Zapytał Kuba kiedy spektakl światła się zakończył.
– Nie, no chyba dopiero jedenastego listopada.
– No tak, ale rok się zgadza.
– W takim razie faktycznie – Paweł zamilkł na chwilę i wyraźnie posmutniał. W końcu zapytał: – Masz czasem wrażenie, że wszystko, co cię otacza, nie jest prawdziwe?
– Nie jest prawdziwe?
Jakub delikatnie trącił łokciem o łokieć przyjaciela, żeby ten mówił dalej.
– No bo wiesz, jest taka teoria, że… nasz świat jest symulacją. Że ktoś bada rozwój danej cywilizacji, a my jesteśmy tylko zerami i jedynkami w jego obliczeniach. Ponoć można to zaobserwować badając ruchy fotonów. Jak się na coś patrzy, to fotony poruszają się. Na przykład, żebym mógł zobaczyć koniec molo, taki foton musi przebiec drogę od molo do oka… Ale podobno jak na coś nie patrzę to te cząsteczki się nie poruszają. Wiesz, żeby nie przeciążać systemu.
Paweł zakończył, podciągając kolana do siebie, opierając na nich brodę. Kuba westchnął ciężko. Już coś miał powiedzieć, ale zobaczył smugę światła, która pojawiła się przy wjeździe na zalew. Po krótkiej chwili na drogę wjechał radiowóz, podskakując na wybojach. Jakub klepnął kolegę w ramię.
– Psiarnia! Wyrzucaj temat.
W przeciągu kilku sekund pudełko po cukierkach, osmolona szklana lufka i paprochy z dna kieszeni zniknęły w wodzie. Samochód zatrzymał się naprzeciwko schodków prowadzących na molo, wyszło z niego dwóch funkcjonariuszy i, oświetlając chłopców latarkami, podeszli do nich. Strumień światła latarki padał teraz prosto na twarz Jakuba.
– No i mamy na gorącym uczynku. Wiesz jak wyglądają oczy po paleniu marihuany? – zapytał policjant, przeciągając z zadowoleniem każdy wyraz.
– Nie! Ale wiem jak wyglądają, kiedy ktoś w nocy świeci na nie latarką! - odpowiedział Kuba, wstając. W jego głosie nie było słychać ani odrobiny trwogi. Światło latarki zeszło z jego twarzy i skierowało się na jego buty. Paweł również wstał.
– A jak bym ja panu tak latarką w oczy świecił, to pan byłby zadowolony? – wydukał mniej pewnie niż przyjaciel.
– Dobra, dobra chłopaki. Wyciągać wszystko z kieszeni. Czuć od was tak zielskiem, że w nosie kręci – powiedział jeden z policjantów rozbawionym głosem.
– Nie przypominam sobie paragrafu za zapach. I za bycie pod wpływem też nie – skwitował Paweł, wykładając wszystko, co miał w kieszeniach na deski podestu. Zaraz obok znalazły się przedmioty posiadane przez Jakuba oraz zawartość plecaka. Przeszukanie rzeczy osobistych trwało dosyć długo. Kiedy w końcu policjanci musieli przyznać przed sobą, że faktycznie nic tam nie ma, nakazali chłopakom rozstawić szeroko nogi w celu sprawdzenia, czy nic nie ukryli.
– O nie, nie. Nie zgadzam się, żeby dotykał mnie policjant, który wstydzi się swojego kraju – zaprotestował Jakub.
Wyraz twarzy Pawła wskazywał wyraźnie, że nie wie o czym mówi kolega i nie jest z tego zadowolony.
– Co to ma znaczyć?! – zapytał policjant, kierując światło ponownie na oczy Jakuba. Ten skrzywił się oślepiony i zaczął wyjaśniać.
– No bo widzi pan, nie ma pan czapki. Na czapce jest godło. Więc rozumiem, że albo Zamościa nie stać na pełne umundurowanie policji, albo policja wstydzi się godła, a co za tym idzie kraju, którego to godło jest symbolem.
– Jak jesteś taki cwany, to pewnie wiesz, że policja nie wszędzie musi chodzić w czapkach! – powiedział funkcjonariusz, oklepując Pawła po torsie i kieszeniach
Jakub rozejrzał się teatralnie, w końcu mruknął, jakby coś właśnie zrozumiał.
– Aaa... czyli według pana jesteśmy w kościele, a nie miejscu publicznym, bo ustawa z roku dwa tysiące dziesiątego, na temat umundurowania…
– Nie filozofuj mi tu gówniarzu! – warknął policjant, nie dając Jakubowi skończyć zdania. Drugi obrócił się tyłem do chłopców i cicho się zaśmiał.
– No, ale ja właśnie studiuję filozofię.
Drugi z policjantów podszedł parę kroków dalej, ale i tak z tej odległości było bardzo wyraźnie słychać jego śmiech. Pierwszy niemal się zapienił ze złości.
– Dobra łebki, gdzie ukryliście trawę! – niemal wykrzyknął wzburzony.
Kuba zrobił niewinną minę.
– Panie władzo, ja wiem, że pan starał się znaleźć. Nawet to doceniam, ale jak pan nic nie znalazł, to nie może pan wiedzieć, że coś ukryłem.
Policjant sarknął wściekle i złapał Jakuba za połę kurtki. Już miał go przyciągnąć do siebie, ale powstrzymał go ten drugi.
– Zostaw ich, wyrzucili, jak zobaczyli samochód. Nic nie znajdziesz.
Uchwyt się rozluźnił, choć wyraz twarzy nie wskazywał na to, że jest z tego zadowolony. Drugi policjant uśmiechnął się i życzył im dobrego Nowego Roku.
– Wzajemnie! – odpowiedzieli chórem.
Jak tylko policja odjechała, Paweł poczuł, jak spada mu kamień z serca. Jakub natomiast z trudem powstrzymywał śmiech.
– Co się tak szczerzysz? – zapytał Paweł, posyłając koledze sójkę w bok.
Kuba zdjął gumkę związującą jego dredy, pogrzebał przez chwilę we fryzurze i w końcu wyjął z niej niewielkie zawiniątko.
– O ja pier… ile tego miałeś?! – wykrzyknął Paweł.
– Ciii głupolu! – Kuba przyłożył palec do ust, po czym konspiracyjnie się rozejrzał. – Trójkę – odpowiedział, nie przestając się uśmiechać.
– Ale może chodźmy do mnie, tu będą się kręcić przez całą noc.
Paweł westchnął i pokręcił głową z niedowierzaniem na bezczelność kolegi. Zebrali z podestu swoje rzeczy i powolutku ruszyli.
– Symulacja. Pamiętasz? Mówiłeś, że żyjemy w symulacji – powiedział Kuba, kiedy opuszczali teren zalewu.
– Faktycznie… ale nie chodzi mi o to, że żyjemy w symulacji. W to nie wierzę – powiedział Paweł, przystając, żeby skręcić kolejnego jointa.
– A w co?
Paweł westchnął ciężko.
– Pomyśl tak… czysto hipotetycznie.
– No ale o czym? – dopytał Jakub, nie kryjąc rozbawienia.
– No, że na przykład nas nie ma, tylko jesteśmy wytworem czyjejś fantazji. Nasze życie, ta policja, twoja, moja rodzina, no nic naprawdę nie istnieje. To tylko historia, którą teraz ktoś czyta, a wcześniej ktoś pisał.
Kuba zaśmiał się głośno.
– Lepiej, żeby ten pisarz był dobry, bo nie chcę skończyć na nie aktualizowanym blogu z dwoma polubieniami, siedmioma wyświetleniami i komentarzem o braku interpunkcji – dopowiedział, nadal się śmiejąc. Paweł wskazał palcem ławkę i skinął głową, żeby na niej usiąść.
– Nie rób sobie jaj. Pomyśl. Jeżeli wszystko, co zrobię, nie ma znaczenia, a nawet gorzej, nie mogę zrobić niczego, czego wcześniej nie nakazał mi jakiś autor. Moja przyszłość to kolejne strony, których nie mogę przeskoczyć, a przeszłość to nic innego jak wmówienie mi tego przez poprzednie strony, a tak naprawdę wszystko, co nas otacza nigdy się nie wydarzyło.
– Stary, to była by najnudniejsza i najgłupsza książka jaką czytałem – Jakub pocieszył przyjaciela i wziął od niego podawanego mu skręta.
– Laska z tobą zerwała, ujarałeś się jak boczek w wędzarce i szukasz dziury w całym. A najgorsze jest to, że dopóki mnie temat nie puści, to jestem skłonny uwierzyć w tego twojego... – Jakub zrobił cudzysłowy palcami. – Autora.
Paweł bardzo powoli zaczął wypuszczać powietrze z płuc. Kiedy skończył, powiedział:
– To jak jesteś tak mądry, to może jesteś w stanie mi udowodnić, że go nie ma.
Jakub zamyślił się. W końcu jego oblicze rozpromienił uśmiech.
– Symulacja – powiedział, przeciągając każdą sylabę. – Ma jakieś błędy. Systemy by padły, kontrolując wszystkie myśli i słowa symulowanej jednostki, prawda? – Paweł skinął głową na potwierdzenie jego słów. – To zróbmy mały test. Policzę do trzech i na trzy każdy powie jedno słowo, jeżeli to będą dwa inne słowa to nie jesteśmy w żadnej symulacji.
– Dobra, wchodzę w to. Licz!
Jakub z namaszczeniem nabrał powietrza i zaczął liczyć.
– Raz, dwa… Trzy!
– Dupa! – Zakrzyknęli chórem.
Natychmiast ich twarze ściągnęły się w niemym przerażeniu.
– Nie, to było do przewidzenia. Jeszcze raz. Tylko myśl o czymś innym – odezwał się Jakub, nieco przestraszony rezultatem testu.
–Liczę. Raz… dwa…trzy!
– Krzesło! – Krzyknął Paweł.
– Syntetyczny! – W tym samym czasie powiedział Kuba i wyraźnie mu ulżyło.
– No i widzisz.? Drugi raz wyszło inaczej.
– Dobra, a teraz zróbmy drugi test. Ja pomyślę o jakimś słowie, a ty swoje napiszesz w telefonie. Później pokażesz mi co napisałeś, a ja ci powiem, czy to było to.
Paweł przystał na tą propozycję. Wyjął z kieszeni telefon i w nowej wiadomości napisał jedno słowo. Jakub w myślach skupił się na wyrazie MOTOR.
– Dobra, pokazuj co napisałeś.
Paweł obrócił ekran w jego stronę. Przed oczami Jakuba pojawiło się słowo Motocykl. Zimne ciarki przeszły mu po plecach.
– No i o czym pomyślałeś? – Zapytał Paweł.
– O… dziecko, pomyślałem o dziecku – powiedział Jakub i wyraźnie zmarkotniał. – Dobra. Mam dosyć tych testów – burknął pod nosem.
Paweł jednak nie do końca wyglądał na przekonanego.
– No, ale te testy dowodzą, że nie jesteśmy zerami i jedynkami. Natomiast jeżeli jesteśmy tekstem, to narrator swobodnie mógł powiedzieć „ Jakub pomyślał słowo Dziecko”. Jak udowodnić, że nie jesteśmy książką? Moje skryte myśli są skryte tylko dla tych z mojego świata. Ci, którzy czytają tekst o mnie, znają je na wylot, bo narracja mówi o nich pochylonym drukiem, rozumiesz?
Jakub wyraźnie zdenerwowany wstał z ławki i ruszył powolnym krokiem w stronę ulicy Lipskiej. Paweł wstał i podbiegł do niego.
– No i co mi na to powiesz? – zapytał, równając się z przyjacielem.
– Tyle, że to niemożliwe. Zrozum, taka książka musiała by mieć z miliony stron. Od twojego narodzenia po… nie wiem, grób czy koniec. No i wcześniej wszystkie części o twoich przodkach i tak w tył do początku świata? Bez sensu. Poza tym kto by czytał coś takiego? Pomyśl. Pasjonująca historia o tym, jak na maturze zadzwonił ci telefon i omal się nie zesrałeś ze strachu, że ci jej nie uznają. Albo każdy dzień w szkole… Stary, naprawdę? Opis czterdziesto-minutowej lekcji chemii, a potem kolejnych sześciu zajęć.
Paweł przez parę minut nie odzywał się, próbując wymyślić jakieś kontrargumenty. W końcu przystanął i złapał go za ramię tak, żeby Jakub mógł go dokładnie wysłuchać.
– A czytałeś książki? W której się pojawia cała… no nie wiem historia planety czy coś takiego. Nie ma tego. Jest tu i teraz. Otwierasz książkę, poznajesz bohatera i, jeżeli Autor ma taki zamysł, czytasz o tym, co bohater przeżył wcześniej – Paweł uciszył Jakuba, który chciał mu przerwać. pokazując mu wskazujący palec, i mówił dalej. – Kończysz książkę i bohater ginie na zawsze. Czy przepada w niebycie, bo jego historia się zakończyła? Zastyga w miejscu tam, gdzie go zostawiłeś na ostatniej stronie i bez woli piszącego już nigdy się nie poruszy? Wiesz, co się dzieje z takim bohaterem, kiedy przerywasz czytanie danej historii? – Kuba wzruszył ramionami. – No właśnie nic! Tkwi dalej na stronach, gdzie go zostawiłeś. Wracasz do bohatera po kilku dniach, a on jest tam nadal. Dla niego czas staje w miejscu. Wracając do tego, co powiedziałeś, to pomyśl, co jeśli żadnej lekcji z chemii nigdy nie było? Co jeżeli pojawiła się w naszym życiu tylko dlatego, że o niej wspomniałeś? Jeżeli cała nasza wiedza, fizyka, prawa natury są tylko i wyłącznie wyobraźnią Autora, a w jego świecie nie występują w tej formie, bo dla niego jest to… no ta… fantastyka lub sience-fiction?
Jakub prychnął pod nosem.
– Tak i elfy zaczytują się o fascynującej pracy w Call Center, między strzelaniem z łuku do orków a myciem zębów na dobranoc.
– Ironizujesz – sarknął Paweł.
– Bo mnie to przestraszyło, bo jestem zjarany jak bombowiec, a co gorsze skłonny to łyknąć. Zwaliłeś mi jaranie, wiesz?! – warknął przez zaciśnięte zęby i przez całą drogę do jego domu szli w ciszy, mijając podpitych przechodniów i bawiące się osiedla. Jakub przez chwilę szukał w kieszeni kluczy do domu. Paweł uznał, że jego przyjaciel już nieco ochłonął i zapytał.
– Wiesz co oznaczają słowa Abra-kadabra?
– Nie – odpowiedział Jakub otwierając drzwi do mieszkania i zapraszając ruchem ręki przyjaciela do środka.
– Prawdopodobnie to po aramejsku znaczy: „tworzę kiedy mówię”. Pomyśl, jeżeli mówiąc o Call Center właśnie je stworzyłeś i umiejscowiłeś w naszej świadomości, a do tej pory w naszym skrypcie nie istniało?
Kuba nabrał powietrza i bardzo powoli je wypuścił.
– Dobra, skręć Lolka i poszukaj piwa w lodówce. Starzy chyba zostawili mi też szampana. A ja idę usiąść na kiblu, a potem znaleźć jakąś pałę, żeby cię nią zatłuc, jak będziesz mi dalej rył banię.
Jakub wyartykułował to bardzo wyraźnie i wszedł do łazienki znajdującej się na końcu korytarza. Bardzo głośno zatrzasnął za sobą drzwi, ale musiał się rozmyślić, bo nie minęło nawet pół minuty kiedy je otworzył i wyszedł na korytarz.
– Paweł! – zawołał i odczekał chwilę, nim jego przyjaciel wyjdzie z kuchni.
– Wiesz, co teraz zrobię? – sarkną ze złością.
– Pewnie dwójeczkę – powiedział Paweł nieco zdziwiony złością kolegi.
– Tak, dwójeczkę! A potem stamtąd wyjdę. A wiesz dlaczego?
Tym razem Paweł wzruszył ramionami.
– Bo mam plany, bo zaczął się Nowy Rok i wiem o tym! I jak już stamtąd wyjdę, to życie będzie toczyć się dalej. Nie zniknę w niebycie po tym, jak usiądę na kiblu, bo jakiś tam autor zamknął moją historię, tylko będę żył, rozumiesz?! – zakończył gniewnie.
Paweł skinął mu głową.
– To była tylko taka hipoteza, wiesz?
– Wiem! – warknął Jakub i zniknął za zatrzaśniętymi drzwiami toalety.

***

Marcin zakończył pisać przygodę dwójki przyjaciół spędzających Sylwestra na zamojskim molo. Odetchnął z ulgą, ponieważ postanowił już nigdy do nich nie wracać.


Od Autora.
Chciałbym zaznaczyć, że wszystkie sytuacje znajdujące się w opowiadaniu są fikcyjne. Nie są moim empirycznym doświadczeniem i jeszcze do dziś myślałem, że marihuana to imię hiszpańskiej księżniczki Marii Huany. Myliłem się. W dialogi natomiast wplotłem kilka historycznych ciekawostek. Zachęcam do ich sprawdzenia, a co za tym idzie - sprawdzenia mojej prawdomówności.

3 komentarze:

  1. Cóż za ironia losu. Czytając to jest mi faktycznie szkoda ich. Pytanie tylko czy my jako ludzie nie jesteśmy w jakiejś pokrewnej sytuacji.

    OdpowiedzUsuń
  2. Aby nasi bohaterowie nie utknęli na stronie z tylko dwoma komentarzami, uplasuję się na pozycji trzeciej. Słyszałam o hipotezie symulacji. Słyszałam również, że wycofano się z próby sprawdzenia jej prawdziwości z obawy, że istota przeprowadzająca tę symulację mogłaby chcieć wcisnąć Escape.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń