sobota, 5 maja 2018

Tak było

Siedział na łóżku już od dłuższego czasu, wodził za nią oczyma i chyba sam nie do końca wierzył w to, co widzi. Zdarzało się, że się kłócili, ale jeszcze nigdy aż tak. Ona, burcząc pod nosem, pakowała ostatnią walizkę. Z głuchym tąpnięciem wrzuciła do niej swoje słowniki i leksykony, trzasnęła wiekiem. Nie odezwał się do niej, dopóki nie przysiadła na walizce, żeby ją domknąć. Nie udało się. Prawie przezroczysta zwiewna sukienka i cienka książeczka - poradnik „ Jak rozmawiać”  nie pozwalały się zatrzasnąć walizce. Wstała z niej i kopnęła z całej siły, nie szczędząc przekleństw, w pierwszej kolejności na uparty pakunek, w drugiej podskakując na jednej nodze klęła na siebie samą za to, że kopie twarde przedmioty bosą stopą.

- Może porozmawiajmy jeszcze? - zapytał nieśmiało nie podnosząc głowy żeby spojrzeć jej w oczy.
- Rozmawialiśmy, i to już nie raz - burknęła. I uklękła na podłodze. Poradnik z furkotem kartek poleciał za otwarte okno, dopchnęła sukienkę i zaparła się na wieku. Zamek szczęknął, informując wszystkich, że w końcu się zatrzasnął. Odetchnęła z ulgą, jakby zatrzaśnięcie zamka rozpoczynało nowy rozdział w jej życiu.
- Nawet nie próbujesz ze mną rozmawiać!
Wymamrotał prawie niedosłyszalnie. Uderzyła zamkniętą pięścią w walizkę
- Wiesz jak wygląda rozmowa z tobą?
- no jak?
- Jak w wierszu.
- to chyba nie jest aż tak źle
Powiedział i nieśmiało się uśmiechną do niej. Zmrużyła oczy i zagryzła na krótką chwilę wargi
- tak, tyle że to wiersz Szymborskiej, Na wieży Babel. A to już chyba nie jest dobrze!
- Czy naprawdę było ci ze mną aż tak źle? - wyciągną rękę, by położyć ją na jej dłoni opartej o walizkę. Nie zdążył. Odskoczyła w tył, zabierając dłoń i chowając za plecami, tak jakby jego dotyk miał ją oparzyć. Westchnęła i chyba nawet uspokoiła się trochę. Wyprostowała się i spojrzała na niego. Teraz wydawał się taki mały, bezbronny i nieporadny. Pokręciła głową z niedowierzaniem. Nie, nie może dać mu się nabrać kolejny raz, za parę dni znowu będzie to samo.
- Nie, nie było mi Aż. Tak. Źle. Ale dobrze to też mi nie było – powiedziała, dumna z siebie. W końcu się przełamała, w końcu to ona jest górą, a on może tylko patrzeć jak odchodzi.
- Co ja ci takiego zrobiłem? - wychlipał żałośnie. Nie była pewna, ale wydawało jej się, że zaszkliły mu się oczy. Ale na litość, też już tym razem nie da się wziąć.
- Nic - powiedziała beznamiętnie. Uniósł głowę i popatrzył na nią tak, jakby znalazł promyk nadziei. Zaśmiała się, widząc jego minę. I pokręciła głową z niedowierzaniem.
- Nic mi nie zrobiłeś i właśnie w tym problem. I gil ci cieknie z nosa, człowieku trochę godności - założyła ręce na biodra i westchnęła z politowaniem.
Wytarł nos i zapytał:
- Ale czemu tak nagle?
Aż się w niej coś zagotowało, przez chwilę miała wielką chęć zasadzić mu kopa w tą zasmarkaną kichawę albo chociaż w walizkę, ale ból jeszcze pulsował w najmniejszym paluszku i tylko dzięki temu zdołała zwalczyć pokusę.
- Sragle! Nie nagle! – krzyknęła wściekle, nie przejmując się, czy sąsiedzi słuchają, od dziś to nie będą jej sąsiedzi.
– Ile cię można prosić! Wiecznie zaraz, wieczne masz na coś czas, ja ci mówię: pisz!  A ty, że jeszcze dwa odcinki „Pory na przygodę”! Ja: idź porozmawiaj z wydawcami, a ty sobie grasz w „Ostatnią z dup”! Wiecznie masz czas na robienie niczego, a na mnie lub nawet na siebie... Ja ci: zrób coś! A jaśnie pan... Na motorek i bziummm sto dwudziestką piątką, wielki harlejowiec po wsi będzie się telepał. Szkoda gadać!
- The „Last of us”, tłumaczy się „Ostatni z nas” - burkną pod nosem.
- Nie widzę różnicy!  - warknęła i poderwała walizkę z podłogi. On padł na kolana i objął jej udo, najwyraźniej próbując ostatniej możliwości zatrzymania jej przy sobie.
- Nie odchodź błagam, muzo moja! - krzyczał zrozpaczony. Wyrwała się z jego uścisku i odeszła na parę kroków..
- Tylko nie muzuj mi tutaj, bo od tego blisko do Wenery, a z tym nic wspólnego nie mam! - wysyczała przez zaciśnięte zęby. On rozłożył się na jej walizce, broniąc do niej dostępu. Zastanawiała się czy ten ostatni pakunek jest jej naprawdę niezbędny, czy jednak może odejść bez niego. Westchnęła ciężko i obchodząc go jak kot obchodzi psa, usiadła na łóżku.
- Poza tym poznałam kogoś - powiedziała łagodnie. Zawieszając wzrok na swoich stopach. Przez chwilę panowała taka cisza, że aż od niej szumiało w uszach. Była pewna, że sąsiedzi ze szklankami przy ścianach również na chwilę wstrzymali oddech.
- Co!
Wykrzykną to z taką złością że na chwilę ją przestraszył
- gówno, jeden zero! Słyszałeś!
Warknęła, krzyżując ręce na tuż pod piersiami.
- Ale jak to, kiedy?  - wydukał. Ona bardzo powoli nabrała powietrza w płuca i równie wolno je wypuściła.
- Kiedy byłeś zajęty niczym  - każde słowo wypowiedziała tak dokładnie, że chwile musiało to zająć, nim zrozumiał, o co jej chodzi. Wstał i już nie wyglądał jak mazgaj. Najwyraźniej był wściekły, dobrze wiedziała że go to ukłuje.
- Starszy?
- Nie młodszy!
- I w czym on niby jest lepszy ode mnie?! - teraz on krzyczał.
Wstała żeby spojrzeć mu prosto w oczy.
- We wszystkim!
Wrzasnęła, a  on zrobił się na chwilę jakby mniejszy. Ale szybko mu przeszło, jego oczy nabrały pewności siebie, uśmiechnął się złośliwie.
- Proszę, wymień w czym, no pokaż, na czym ci zależy.  W czym on jest lepszy ode mnie? - powiedział to z wielkim spokojem, przysiadł na brzegu łóżka, udając odprężonego i gotowego na wszystko. Ona znowu poczuła, że zaraz zagotuje jej się krew w żyłach. Nie znosiła, jak się tak zachowywał.
- Dobrze powiem ci!  - warknęła przez zaciśnięte zęby
- Słucham - odpowiedział, a jego parszywy uśmiech się powiększył. Chciała krzyczeć, ale uspokoiła się.
- Trzy słowa!
Zaśmiał się. Jak on może być tak bezczelny -  pomyślała.
- No jakie są te trzy słowa
- sam tego chciałeś - wzruszył ramionami, jakby go to nic nie obchodziło.
- Wiem i czekam - powiedział beznamiętnie. A jej ponownie przyszła ochota na kopanie.
- Więc słuchaj uważnie, bo to są te trzy słowa, których dać mi nie potrafisz – warknęła, nabierając tchu i pewności siebie
- Justowanie, Interpunkcja i Ortografia! - krzyknęła, podnosząc oburącz walizkę z podłogi i otwierając uchylone wcześniej drzwi nogą, wyszła z mieszkania. Wena dobrze wiedziała że na to on nie znajdzie żadnej odpowiedzi.

Jeżeli już dotarłeś do końca, drogi czytelniku, chciałbym ciebie przeprosić za nie wyczyszczenie ani nie poprawienie błędów, które rzuciły ci się w oczy. Mam nadzieję, że potraktujesz to z przymrużeniem oka. Mnie osobiście wydaje się, że pozostawienie tych niedoskonałości nadaje tekstowi specyficznego smaku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz